W ramach noworocznych porządków zebrałem niewielki stos starych ubrań, złachanych do imentu (był wśród nich szlafrok). Dowiedziałem się, że od 1 stycznia tekstyliów nie można już wyrzucać do odpadów zmieszanych i najlepiej je zanieść do PSZOK-u. Przyznam, że się tym podekscytowałem, bo w minione wakacje dwoje moich znajomych spotkało się przypadkowo w jednym z podwarszawskich PSZOK-ów po wielu latach rozłąki i postanowiło zorganizować grillowanie w większym gronie osób, które kiedyś się często widywały, ale od ponad 10 lat się w tym składzie nie widziały. Grillowanie (również w metaforycznym sensie tego słowa, bo nie wszyscy byli dla siebie mili) to się odbyło i było ciekawą podróżą w czasie. Sądziłem, że może i mnie czeka w PSZOK-u jakieś nieoczekiwane spotkanie, bo to miejsce urosło w mojej wyobraźni do rangi przestrzeni magicznej, gdzie wszystko jest możliwe (i wszystko można wyrzucić).
Sprawdziłem w wyszukiwarce internetowej, że nie ma żadnego PSZOK-u w mojej okolicy, a na dodatek towarzyszące wynikom zdjęcia wskazywały, że to po prostu miejsce, gdzie stoją kontenery. Czar prysnął. Postawiłem więc na sprawdzoną metodę, czyli pojemnik PCK. Żadnego nie kojarzyłem w sąsiedztwie, a wyniki w Google Maps były skromne i niepewne, skorzystałem więc z obszernego PDF-a ze strony PCK z listą wszystkich pojemników na Mazowszu, gdzie jest ich ponad 400. W oko wpadł mi jeden przy Dworcu Wileńskim, na ul. Targowej, gdzie mam dogodny dojazd metrem, a przy okazji chciałem zjeść w pobliskich Pyzach Flakach Gorących pyzy, za którymi się stęskniłem.
Okazało się, że pod wskazanym adresem nie było żadnego pojemnika (tzn. był, ale nie PCK i nie na ubrania, tylko na elektronikę). Pozostałe adresy na Pradze-Północ, które widziałem w PDF-ie PCK i kojarzyłem, oddalały mnie od pyzów, na które miałem coraz większą ochotę. Zgodnie z duchem czasu postanowiłem wrzucić PDF-a do aplikacji ChatGPT z zapytaniem: „znajdź pojemnik najbliżej Dworca Wileńskiego”. Najpierw otrzymałem wyniki z czterema adresami z zupełnie innej dzielnicy, więc napisałem „Nieprawda”, co skłoniło AI do podania tym razem czterech właściwych adresów, które zresztą sam też bym wskazał.
Udałem się pod pozornie najbliższy, ale zarazem najbardziej tajemniczy, na liście widniejący jako „Białostocka - garaże”. Ulicę Białostocką znałem od strony blokowiska, ale do jej garażowego zaplecza nigdy się nie zapuszczałem, więc uznałem to za sposobność do kolejnych miejskich odkryć. Ciągnąca się w nieskończoność ulica z garażami obok torowiska kryła ciekawe architektonicznie obiekty, jak np. instalacje z kołpaków czy przywołujące na myśl zabudowę zamkową tarasy, ale żadnego pojemnika PCK tu nie uświadczyłem. Wędrując na wschód wzdłuż garaży zbliżałem się do ul. Radzymińskiej, gdzie jakieś dwa lata temu podczas jazdy na rowerze z dwoma dziurawymi swetrami w plecaku z misją odnalezienia pierwszego lepszego pojemnika PCK (wtedy nie wiedziałem, że można było wyrzucać tekstylia do zmieszanych) na takowy trafiłem. Postanowiłem więc postawić na pewniaka i skorzystać ponownie z tego pojemnika. Co też uczyniłem, a następnie uświetniłem ucztą z pyzami i tonikiem Grochowskim.
Jakie są wnioski z tej historii, poza tym, że można ją potraktować jako inspirację do mikrowypraw w obrębie miasta? Zarówno Google, jak i OpenAI, nie poradziły sobie z listą pojemników PCK. Nieocenione okazały się za to własne doświadczenie, determinacja i chęć ratowania świata.
Warto też odnotować, że zmiana przepisów po 1 stycznia 2025 roku niewiele dla mnie zmieniła, bo gdy myślałem, że nie można wyrzucić tekstyliów do zmieszanych, to było można, a gdy myślałem, że jednak można, to już nie było można. Ale to wynika z mojej przekornej natury i jest tematem na oddzielny tekst.