piątek, 22 listopada 2013

Taka stylizacja

Pytacie mnie często w listach w co się ubrać do wiadomo gdzie, przysyłacie zdjęcia swoich stylizacji z pytaniem hit czy kit, prosicie o pomoc w doborze odpowiednich modnych dodatków. Postaram się teraz odpowiedzieć zbiorczo wszystkim zainteresowanym. Aby zadowolić jak największą ilość osób, przedstawię outfit możliwie uniwersalny i nie wymagający zbyt wielkich nakładów finansowych i czasowych.

Do niedawna poleciłbym czarną rozsuwaną bluzę z kapturem (H&M), ale ostatnio znalazłem coś o wiele lepszego – granatową rozsuwaną bluzę z kapturem (H&M). Taka bluza pasuje do wszystkiego, ale najlepiej założyć do niej szary t-shirt (H&M). Widoczny na zdjęciach t-shirt został zakupiony na początku moich studiów i pamięta czasy rządów Prawa i Sprawiedliwości, ale nie wiem czy ta informacja ma jakiekolwiek znaczenie, w każdym razie były to okolice 2007 roku. Trzeba jednak zauważyć, że partia ta już dawno oddała władzę, a t-shirt wciąż mi służy, wystawił sobie zatem pomnik trwalszy niż ze sPiSzu. Przedstawiony szary t-shirt jest bez nadruków, ale mam i z nadrukami. Moim zdaniem t-shirty bez nadruków są o wiele lepsze i zwykle je wybieram, choć mój modny kolega kiedyś mi wypomniał, że ciągle chodzę w koszulkach na wuef. Być może moje upodobanie do koszulek bez nadruków wynika z tego, że w gimnazjum chodziłem do klasy sportowej, lekcji wychowania fizycznego było naprawdę sporo i obowiązywały na nich białe gładkie t-shirty.

Aby nasza stylizacja miała ręce i nogi, musimy jeszcze zrobić coś z nogami właśnie. Polecam czarne materiałowe spodnie (H&M, wersja slim fit). Ukazane na zdjęciu mają staż niewiele krótszy niż szary t-shirt, dlatego też ich czerń przechodzi w szarość i stają się powoli vintage, co jest pożądanym efektem, choć nie gwarantuje, że sami staniemy się pożądani.

Całą stylizację możemy nieco urozmaicić – polecam delikatne rozpięcie suwaka.

Zdjęcie tego nie oddaje, bo było robione w złych warunkach oświetleniowych, ale ta bluza naprawdę jest granatowa. Warto wspomnieć, że pasuje do neonu naszego ulubionego lokalu.



niedziela, 10 listopada 2013

Przepis na tofuburgera z frytkami

Porządny lajfstajlowy blog nie może obyć się bez przepisów na nietuzinkowe dania. Mam tego świadomość, dlatego zaprezentuję danie paradoks: proste a wielowarstwowe, swojskie a wyrafinowane. Dzisiejszymi bohaterami będą tofuburger i frytki.

Składniki:

- bułka farmerska,
- pomidor,
- siostra,
- pomidor
- sałata,
- pomidor,
- kiełki,
- pomidor,
- kostka tofu,
- pomidor
- sos sojowy,
- pomidor,
- cebula,
- keczup + musztarda,
- ziemniaki/mrożone frytki,
- Instagram,
- pomidor.

Tofu odsączamy z wody, kroimy na małe prostokąty, oblewamy sosem sojowym i zostawiamy brodzące w nim na godzinę. Następnie obtaczamy je w bułce tartej oraz mące i smażymy na małym ogniu. W tym samym czasie wkładamy bułki do pieca na trzy zdrowaśki, ale uważamy, żeby się nie spaliły jak Rozalka w Antku Prusa. Przygotowujemy również warzywa do burgera, ale to chyba każdy umie. Z połączenia keczupu i musztardy powstaje sos burgerowy.

Do przygotowania frytek używamy siostry. Proszę nie oskarżać mnie o seksizm i patriarchalne naleciałości, po prostu z doświadczenia wiem, że frytki najlepiej smażą kobiety. Kto nigdy nie zajadał się frytkami zrobionymi przez mamę, niech pierwszy rzuci frytką. Gdy tofu jest gotowe, wkładamy wszystkie składniki do bułki i robimy fotkę na Instagram (tu również przyda się siostra).

filtr: Rise (fot.: młodsza siostra)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Falalalalafel

Nadałem temu wpisowi taki śpiewający tytuł, bo mam zamiar przeprowadzić koncertowo test warszawskich restauracji, w których podaje się tradycyjne polskie danie – kebab. Aby nie wikłać się w niebezpieczny, niekończący się i nierozstrzygalny spór o najlepszy kebab w mieście, zajmę się jego niszową odmianą, czyli falafelem. Kwestia falafelowa nie budzi emocji  i nie prowadzi do konfliktów, bo my, jarosze, jesteśmy pokojowo nastawieni do świata. Możliwe jest to dzięki temu, że nie spożywamy białka pochodzenia zwierzęcego i cierpimy na chroniczną anemię, nie mamy zatem siły na żaden spór. Porównywanie jedzenia jest w ogóle trudne, bo każdy lubi jeść co innego, dlatego postaram się nie kierować własnymi odczuciami smakowymi. Uważam że najrozsądniej i najsprawiedliwiej będzie znaleźć obiektywne kryteria, a będą nimi:

- rodzaj muzyki puszczanej w lokalu,
- czy jest browar,
- odległość do W-wskiej.

Na tym zakończę wstęp, bo być może czytelnik jest głodny, chciałby właśnie zjeść gdzieś falafela, a nie wie gdzie i czeka na moją radę.


Kebab obok kiosku, niedaleko palmy, Aleje Jerozolimskie

Świetny lokal na tzw. bifor. Skoczna i puszczana głośno muzyka, zapewniona przez Radio Eska, rozrusza w piątkowy wieczór nawet największego ponuraka. Tutejsze piwo z beczki obrzydliwe jak pieron, ale dzięki temu piorunem je wypijemy, aby o nim zapomnieć, i szybciej pobiegniemy na imprezę. Podawany tu falafel jest najmniejszy spośród mi w życiu podawanych, co daje nam gwarancję, że nie się przejemy i nie będziemy musieli wciągać brzucha na imprezie – kolejny plus. Trochę daleko stąd do W-wskiej, ale spacer jest zdrowy, a poza tym po drodze możemy wypić ćwiartkę gorzkiej żołądkowej rudej z colą, więc zaoszczędzimy na szotach, gdy dotrzemy do celu.


Kebab King na Nowym Świecie (i w Alejach Jerozolimskich  i wszędzie)

Nie raz tutejszy falafel nad ranem ratował mi życie, ale nie będę sentymentalny i nie mogę go polecić, bo obsługa jest tu zwykle niemiła, muzyka gra albo za cicho albo za głośno, ostatnio moja koleżanka dostała kotlecik z soczewicy o posmaku mięty, a ja zamiast falafela z łagodnym sosem otrzymałem kebab z trzech mięs z sosem ostrym. Mój osąd tego lokalu będzie także zamiast łagodnego – ostry. Na myśl o nim chce mi się rzucać mięsem (i to nawet w ilości większej niż trzy). A w ogóle to sieciówka, a z sieciówek lubimy tylko makdonalda (lody w wafelku z polewą karmelową!) i H&M.


Kebab Lider przy placu Konstytucji

Restauracja ta wyprzedza konkurencję o kilka długości z wielu powodów. Najbliżej stąd do W-wskiej, nie pamiętam, czy jest piwo, ale na pewno jest, falafel ma idealną wielkość, a muzyka też skoczna, bo również wybrzmiewa tu niezastąpione Radio Eska. Lokal ma niezwykłe wnętrze – pełno tu dzieł malarstwa awangardowego i neobarokowego, a sam pełen przepychu wystrój za dzieło sztuki awangardowej i neobarokowej może uchodzić. Największe wrażenie robią sufit i żyrandol:

??? (fot.: David Ariel)

Podczas jedzenia falafela możemy się tu zatem poczuć jak arabski szejk, a przy okazji najeść się jak świnia i nawalić jak szpadel – czegóż chcieć więcej. Restauracja słusznie nazywa się Liderem, bo rzeczywiście nim jest. Moim zdaniem mogłaby dumnie nosić żółtą koszulkę lidera, a jako że nie może nosić, bo jest restauracją, to za w pełni uzasadniony możemy uznać żółty kolor, jaki mają tutejsze ściany.


Kebab 24h przy rondzie Wiatraczna

Restauracja Kebab 24h przy rondzie Wiatraczna nie będzie oceniana, bo za daleko stąd do W-wskiej, więc nie spełnia kryteriów testu, ale trzeba o niej wspomnieć, bo to urocze miejsce prowadzone przez skorego do zabaw i otwartego na wszelkie inicjatywy pana. Dowodem jest nasze pamiątkowe zdjęcie:

(fot.: Rac)