sobota, 1 listopada 2014

In memoriam Koszka

Nie odwiedziłem dzisiaj żadnego cmentarza, ale sprawy ostateczne i pamięć o zmarłych bliskich są dla mnie ważne, dlatego chciałbym w tym szczególnym dniu przypomnieć moją kotkę, zmarłą śmiercią tragiczną pod kołami samochodu kilka miesięcy temu. Koszka, bo tak się nazywała, przez całe swoje kilkuletnie życie miała wszystko gdzieś. Interesowała się jedynie stanem pożywienia w swojej misce i wciąż szlajała  po nocach z przypadkowo poznanymi kotami (dopóki nie została wysterylizowana), ale i tak ją uwielbiałem, tym bardziej, że taki model życia jest mi bliski. W wolnych chwilach nosiłem ją na rękach, śpiewałem piosenki i opowiadałem historyjki po rosyjsku (była moim zdaniem rosyjskojęzyczna, bo miała intensywny kontakt z kotami sąsiadki Ukrainki). Koszka odwzajemniała się rozkosznym mruczeniem, a także tajemniczym spojrzeniem brązowych oczu, lekko pogardliwym, bo wydaje mi się, że miała mnie za frajera. Osierociła swoją córkę, Kikę, która jednak nic sobie z tego nie robi, ponieważ od najmłodszych lat cierpi na chroniczną depresję i nie obchodzi jej ani miska z jedzeniem, ani kocury, ani śmierć matki. Kika zapewne nigdy nie podzieli losu Koszki, bo nigdzie nie wychodzi. 

Trzeba było siedzieć na dupie, Koшko. Tęsknimy.

Koszka (?-2014)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz