Nazywam się Karol i jestem sprzedawcą maszyn do szycia. Nie uzależniłem się od ich sprzedawania, ale za to jestem uzależniony od gospodarki rynkowej i sytuacji rodzinnej. Nienawidzę tego robić, o maszynach wiem tyle co nic, nigdy nie przeszyłem nawet centymetra materiału, a jeśli chodzi o umiejętności handlowe, to potrafię jedynie zaprzedawać swoje ideały. Sabotuję swoja pracę, zniechęcam klientów i mówię przykre rzeczy o sprzęcie AGD.
Ktoś powie, ze zły to handlowiec, co własną branżę kala i swoim zajęciem pogardza. Temu komuś chciałbym oznajmić, że bycie antysprzedawcą jest dla mnie powodem do dumy, gdyż wpisuje się w bogatą tradycję działań kontrsystemowych. Wielu wybitnych przedstawicieli świata nauki podważało fundamentalne założenia dziedzin, którymi się zajmowali. Wystarczy wspomnieć o Rolandzie Barcie, autorze Śmierci autora, czy też o zapoczątkowanym w latach 60. nurcie antypsychiatrii i Michaelu Foucaulcie z jego Historią szaleństwa. Ich wywrotowe idee przeorały dyskurs nauk humanistycznych. Ja nie mam aż takich ambicji, ale chciałbym przeorać przynajmniej swoją świadomość i zaprzestać bolesnej dla mnie działalności handlowej.
Nie chcę jednak poprzestać na lamentowaniu i złorzeczeniu, dlatego zadbam o to, by wpis ten miał również wartość merytoryczną. Coś niecoś z tego kilkuletniego sprzedawania mi w głowie zostało, dlatego podzielę się swoją ułomną wiedzą. Nie będę przy tym ukrywał niewygodnej dla niektórych prawdy. Być może popsuję komuś nastrój i zburzę jego światopogląd, ale ktoś w końcu musi obalić mity, jakimi obrosły maszyny do szycia.
Wszyscy myślą, że maszyny firmy Łucznik są produkowane w Polsce. Drogie misiaczki, bad news, w Polsce od 15 lat nie powstała żadna maszyna, chyba że z popiołów. Wszyscy myślą, że za 300 zł kupią maszynę „dobrą dla początkujących” i „wystarczającą do użytku domowego”. Z przykrością zawiadamiam, że nie są dobre dla początkujących, ani dla nikogo innego, może poza entuzjastami chińskiej myśli technicznej. Do użytku domowego jak najbardziej się nadają, ale pod warunkiem, że nie zostaną nigdy włączone, a służyć będą wyłącznie jako element wystroju wnętrz. Z tym również może być problem, ponieważ dwa najpopularniejsze modele są na bakier z wszelkimi kanonami piękna – jeden ma nadrukowane tribale, a drugi motylki:
Gdyby Susan Sontag je widziała, na pewno wspomniałaby o nich w Notatkach o kampie.
Gdyby Susan Sontag je widziała, na pewno wspomniałaby o nich w Notatkach o kampie.
Na koniec piosenka dająca pewien promyk nadziei, jakkolwiek nikły. Okazuje się, że produkty AGD mogą być inspirujące, a jednocześnie dają poczucie bezpieczeństwa:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz