sobota, 26 kwietnia 2014

Nie bój się, Jaguś! Nikto nie widział, nie bojaj się.

Wiele osób myśli, że internet jest taki duży, taki wow, taki beztroski, taki anonimowy. Zaskoczę te osoby i powiem otwarcie: nie jest. I tak na przykład w Izraelu niewierzący, którzy podawali się za ortodoksów, by w tym celu uniknąć obowiązkowej służby w armii, a nieroztropnie zostali oznaczeni na fejsbuku na zdjęciach z imprez w szabat, otrzymali w końcu dar powołania, ale do wojska. Mamę małej Madzi zgubiły podczas procesu m.in. zapytania w wyszukiwarce Google w rodzaju  "jak zabić bez śladów", czy też "zasiłek pogrzebowy niemowlaka", choć więcej zapytań nasuwa postawa mediów wobec tej sprawy. Nieprzyjemności spotkały też dyrektorkę Teatru Ósmego Dnia, Elżbietę Wójciak, która po wyborze Bergogolia na papieża napisała na fejsbuku: „no i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży”. Tłumaczyła później, że swoje refleksje opublikowała na prywatnym profilu i nie miało to być upubliczniane. Najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy, że równie dobrze mogłaby napisać to zdanie na swoim prywatnym czole, choć według mnie dużo lepiej by zrobiła, gdyby zamiast palnąć głupotę w internecie, po prostu palnęła się w to czoło. Niedawno projektant mody, niejaki Łukasz Kamiński vel Sagi Narkis, umieścił na fb swoje zdjęcie, na którym symuluje sikanie na pomnik polskich powstańców. Internauci nie poszli jego urynowym śladem i nie zlali tej prowokacji, zalali za to profil nieszczęśnika głosami oburzenia. Nie pomogły ani tłumaczenia, że tak naprawdę miał ręce złożone do modlitwy, ani publikacja zdjęcia, na którym przed owym pomnikiem klęczy. Internet podobnie jak bigos wszystko przyjmuje, ale w przeciwieństwie do bigosu niczego nie wybacza, za to z pewnością bigosu narobił wyżej wspomnianym osobom. Przykłady można jeszcze mnożyć, ale nie lubię matematyki, więc wystarczy.

Żyjemy w cyfrowym panoptykonie, na dobre i na złe znajdę wreszcie (a raczej nas znajdą) czy tego chcesz czy nie moje szczęście. Nie miałem tej świadomości za młodu i zdarzało mi się pisać w internecie różne skandaliczne rzeczy, na przykład na prowadzonym w gimnazjum blogasq. Naiwnie sądziłem, że po jego skasowaniu wiele lat temu moje nastoletnie wynurzenia przepadły w e-czeluściach. Płonne to były nadzieje. Okazało się, że internetowe wpisy nie płoną, istnieje bowiem serwis archive.org, gdzie przechowywane są wszystkie strony www świata, również te, które ujrzały światło dzienne, a nie powinny. Pożytek z mojego odkrycia jest taki, że mogę nakreślić  obraz młodzieńca, którym byłem i przywołać wyparte. Pozwoliło mi to także uświadomić sobie, że co do istoty się nie zmieniamy, pewne cechy charakteru i słabości mimo upływu lat nie znikają. Do dziś pozostała mi na przykład fascynacja nowymi technologiami i ciałami – dziewcząt i pedagogicznym. Oto fragment wpisu z 2003 roku:
"Przyniósł jeden eloziom telefon z aparatem i teraz robimy hardkorowo zdjęcia nauczycielom i dziewczynom z klasy".
Niewola konsumpcjonizmu + problem nietypowych warunków fizycznych + upodobanie do sportu rekreacyjnego również nie przeminęły:
„A tak w ogóle to mam za mały rower! Muszę zakupić nowy, ale moi rodzice nie mają czasu ze mną pojechać do M1 rozejrzeć się za jakimś konkretnym bajkiem”. 
Podobnie rzecz się ma z niechęcią do niewydarzonych hollywoodzkich megaprodukcji:
„W poniedziałek na Matriksie: Reaktywacji z całą klasą byliśmy w multikinie. Ile ja czekałem na ten dzień! booosz... tylko zmarnowałem czas, jaki poświęcałem na oczekiwanie! Ten film to straszny shit. Nudny i w ogóle bez sensu”. 
Nie ustały również problemy w relacjach z rodzicami:
„Niedługo zebranie, będę musiał powiedzieć mojej matce jakie to mam super oceny z matmy, fizyki, chemii… Będzie jazda. Ciekawe jakie kary mi wymyśli… pewnie się obrazi i zabroni siedzenia w necie”. 
Po latach muszę uznać postawę mamy za słuszną, bo gdyby częściej zabraniała mi „siedzenia w necie”, to publikowałbym mniej głupot. Te zakazy powinna wprowadzać mi do tej pory, bo nadal nie umiem powstrzymać się przed pisaniem bzdur w internecie, a ten wpis tego dowodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz